Nasz ostatni przystanek na trasie okazał się oazą luksusu. Kiedy przylecieliśmy tutaj ze Sri Lanki wieczorem, od razu zauważyliśmy, że wylądowaliśmy w muzułmańskim kraju - mnóstwo szejków w swoich długich białych `sukniach`, a wiele kobiet ubranych na czarno od stóp do głów z widocznymi jedynie oczami. Formalności wizowe trwały dosłownie minutę, mili panowie wyłowili nas z ogromnej kolejki i skierowali do okienka do obsługi rodzin z dziećmi:) Na lotnisku spotkaliśmy też pana z Białorusi, który od lat mieszka w USA i czuł się najwyraźniej wzruszony, gdy się okazało, że jesteśmy z Krakowa - natychmiast rozmarzył się nad kwiaciarkami na rynku:)
Metro z lotniska szybko dowiozło nas do hotelu a następnego dnia rano wyruszyliśmy na wcześniej zarezerwowane wejście na najwyższy budynek na świecie - Burj Khalifa. Istotna uwaga - zdecydowanie warto zamówić bilety online na określoną godzinę, bo są wtedy 4 razy tańsze niż bezpośrednio przy okienku. Metrem dojeżdża się do stacji Burj Khalifa a później można dojść przejściem nadziemnym bezpośrednio do Dubai Mall, gdzie strzałki prowadzą do wejścia na 124 (lub 145) piętro tego budynku. Wprawdzie byliśmy na Petronas Twin Tower w Kuala Lumpur na 86. piętrze, ale tutaj oglądanie Dubaju ze 124 piętra robiło niesamowite wrażenie. Na morzu można było dostrzec usypane wysepki w kształcie mapy ziemi z wszystkimi kontynentami (kolejny kaprys szejka). Z dala słynny hotel w kształcie żagla, długie wybrzeże i morze, a po przeciwnej stronie pustynia. To jest niesamowite, jak szejkowie potrafili z małej wioski na pustyni stworzyć taką metropolię. Kraj ropą płynący. Dzięki mądrym szejkom rządzącym krajem, niezmierne bogactwo płynące z ropy zostało bardzo mądrze wykorzystane i luksus widać tu niemalże na każdym kroku. Najwyraźniej szejkowie mają ambicję, żeby mieć wszystko najlepsze, największe, najpiękniejsze itp. Ich najwyższy budynek świata (bardzo ciekawa historia jak ją budowali i jak pompowali zaprawę na wysokość 600 metrów!) ma 159 pięter użytkowych i wysokość 828 metrów. W środku znajdują się apartamenty, m.in. hotel Armaniego i restauracje. Ich centrum handlowe Dubai Mall jest też największe na świecie. Można się w nim pogubić, gdyby nie wyraźne kierunkowskazy. Oczywiście jest tam też olbrzymie akwarium z rekinami, przy którym można się przespacerować z zakupami. Moglibyśmy też dodać kolejny rekord - cenowy. Np. makaron z jakimś sosem kosztuje ok. 110 PLN, czyli porównując do obiadów w Azji, za tę kwotę zjedlibyśmy ok. 20 obiadów :) Kraj ropą płynący. Wśród sklepów same luksusowe marki, ceny odjechane, że można się zastanawiać, kto to kupuje. Mówi się u nas, że ostatnio Dubaj stał sie popularnym kierunkiem dla nas na zakupy. Hmm, no chyba raczej nie w Dubai Mall...:) Co ciekawe, nawet w tak wielkim centrum handlowym, gdy przyszła pora na modlitwę, muzyka milkła i słychać było tylko śpiew imama. Po chwili wszystko wróciło do normy. Przy Burj Khalifa znajduje się też największa fontanna z największym (a jakże!) pokazem światło-dźwięk. Z Dubai Mall wychodzi się przez mostek na stylizowane centrum rozrywki i restauracji - tam ceny są jeszcze lepsze - np. burger od 120 PLN:) No ale pokaz fontanny i widok na najwyższy budynek świata musi kosztować....:) Co do rekordów, to Dubaj może się jeszcze pochwalić rekordem w najcięższym złotym pierścionku (ponad 52kg). Oczywiście nie można go nosić na palcu, ale znajduje się on na wystawie sklepu jubilerskiego przy targu złota i wszyscy robią z nim zdjęcia, łącznie z widocznym certyfikatem rekordu Guinessa.
Acha, kolejnym rekordem jest najdłuższa ściana kwiatowa w Dubai Miracle Garden. I pewnie jest dużo więcej rekordów, o których nawet nie wiemy.
Po zjechaniu z Burj Khalif (oczywiście najszybszą windą, 124 piętra w niecałą minutę - informują o tym elektroniczne cyferki pokazujące się na drzwiach windy w trakcie ich zjeżdżania - żeby każdy oczekujący widział na którym piętrze winda obecnie się znajduje:), udaliśmy się pod słynny hotel żagiel i na plażę, z której widać też wysepkę usypaną na morzu z hotelami i domami dla bogaczy (kolejny kaprys szejków). Plaża publiczna jest duża i piękna, z widokiem na hotel i na wyspę w kształcie palmy (na pewno lepiej wygląda z góry). Na plaży mnóstwo pięknych muszelek i.. niewiele ludzi (znaczna część plaży jest zarezerwowana przez prywatnych właścicieli, hotele itp). Woda błękitna.. i bardzo zimna. Generalnie w Dubaju mieliśmy trochę odpoczynku od upałów, bo mimo, że słonecznie, czasami nawet lekko wiało chłodem (a przez klimatyzację wszędzie w budynkach było zimno). Ponieważ w lecie temperatura sięga 45C, klimatyzowane są tutaj nawet przystanki autobusowe:).
Wieczorny spacer przy fontannach i Burj Khalifa podtrzymał nas w ogólnym wrażeniu, że Dubaj jest tylko dla bogaczy. Nie widać zwykłych budynków, tylko szklane drapacze chmur, wszędzie pełno bogatych szejków-biznesmenów, same hotele, apartamentowce, biurowce, same wykwintne restauracje albo ich brak, nikt nie chodzi po ulicach, tylko jeźdźi w klimatyzowanych samochodach po 7pasmowej autostradzie w środku miasta. Dopiero drugi dzień pokazał, że jest też drugie oblicze Dubaju - przyjaźniejsze dla zwykłych zjadaczy chleba..:)
Poza tym Dubaj wygląda jak wielki plac budowy - wszędzie budują się nowe drapacze chmur, a pracują nad nimi głównie Hindusi. Bardzo zaciekawiło nas również to, jak Arabowie skutecznie zamieniają tutaj pustynię w zieloną oazę. Np. prosta rzecz jak przygotowywanie klombów i kwietników na mieście, albo pielęgnacja trawników - tutaj to jest nie lada wyczyn. Trawa, jeśli gdzieś jest, to jest układana jak na boiskach, pewnie wymieniana raz na rok:). Zanim powstaje klomb, najpierw układa się cienkie gumowe rurki dookoła klombów i w ten sposób powstaje specyficzna konstrukcja doprowadzająca wodę do każdej roślinki. Dopiero później w to miejsce sadzą kwiatki. Drzewa przy ulicy widzieliśmy posadzone w takich wielkich donicach, każde z osobna. Można sobie tylko wyobrazić ile pracy ma ktoś, kto je musi podlewać:).
Drugi dzień pobytu zaczęliśmy od spaceru w przeciwną część miasta, nad stary port Dubaju, Dubai Creek, stary targ złota oraz położony po drugiej stronie rzeki targ tekstylny (przepływa się stylizowanymi starymi łódkami za 1 PLN). Po drugiej stronie rzeki urocza kafejka nad brzegiem z widokiem na łódki, obładowane towarami łodzie transportowe również w starym stylu (pewnie miały kiladziesiąt lat:), w porcie panowie ładowali wszelkiego rodzaju towary na te łodzie, w górze ogromne stada mew domagających się jedzenia od przepływających turystów, a w tle tej sielanki Heritage village - arabska wioska ukazująca jak wyglądały tu budynki kilka wieków temu. Tutaj Natalcia miała okazję poznać i pogłaskać kolejne zwierzątka na żywo - osiołka i wielbłąda:).Spacer wśród tych starych domów i wiosek autentycznie przenosił w przeszłość.. Po tej stronie Dubaju zdecydowanie warto zobaczyć również twierdzę i muzeum Dubaju - piękne podziemne korytarze ukazujące życie Arabów sprzed lat.
Po zakupieniu jakichś drobnych pamiątek zamierzaliśmy wrócić do hotelu po bagaże (rano musieliśmy się już wymeldować i tylko zostawiliśmy plecaki) i wyruszyć na lotnisko na lot o 2.00 w nocy do Oslo. Niestety w międzyczasie dostaliśmy smsa z Norwegian, że nasz lot został odwołany z powodu strajku pilotów.. Zostaliśmy więc wieczorem bez hotelu i lotu powrotnego do Europy. Zapowiadała się długa noc, bo musielismy znaleźć nocleg i jakoś przebukować loty na najbliższe terminy. Utknęliśmy w Dubaju na życzenie norweskich linii i gdyby nie okoliczności, dodatkowy nocleg w Dubaju byłby raczej dobrą wiadomością...