Następnego dnia pobytu w Bangkoku zdecydowaliśmy się na wycieczkę na pływający targ. Tym razem wykupiliśmy półdniowy program w biurze podróży - napewno jest pełno biur turystycznych w Bangkoku ale my natrafiliśmy tylko na jedno, na dworcu kolejowym. Bus wyjeżdżał z Bangkoku o 7 rano, ale to dla nas oznaczało pobudkę przed 5 rano, żeby się przesiąść w 3 różne środki lokomocji do dworca głównego. Dodatkowo musieliśmy się tego dnia już wymeldować z hotelu, ponieważ wieczorem mieliśmy lot do Chiang Mai. Na szczęście plecaki i wózek mogliśmy zostawić w biurze podróży, żeby ich wszędzie ze sobą nie wozić. Busem dojechaliśmy w niecałe 2 godziny i na miejscu mieliśmy czas, żeby przyjrzeć się tym łódkom i towarom z bliska - albo na łodzi, albo idąc wzdłuż wybrzeża. Targ był faktycznie bardzo kolorowy, zatłoczony, łódki nie mieściły się w wąskim kanale i robił się korek..Panie poubierane w tradycyjne stroje i kapelusze albo gotowały jakieś pyszności na łodziach, albo sprzedawały owoce i pamiątki. W kilku miejscach można było sobie zrobić zdjęcie z wielkim wężem (podobno niegroźnym:), albo zjeść azjatyckie dania. Było oczywiście mnóstwo turystów, zarówno spacerujących jak i pływających w wąskich łódkach i sceneria była naprawdę urocza. Po obejrzeniu targu i zakupieniu owoców (Natalcia dostała od pani sprzedającej pamiątki breloczek na klucze - słonika z zielonego materiału), udaliśmy się łódką motorową na przejażdżkę po wiosce. Okazuje się, że tutaj całe życie mieszkańców toczy się na wodzie. Nie ma dróg, tylko kanały i domki na palach. Przy niektórych domkach zaparkowane jakieś łódki - tak naprawdę ich jedyny środek lokomocji. Około 12.00 wsiadaliśmy do busa do Bangkoku, mieliśmy jeszcze okazję obejrzeć miasto podczas odwożenia uczestników naszej wyciczki do ich hoteli, i w końcu wysiedliśmy w okolicy dworca, zjedliśmy pyszny azjatycki obiad i pojechaliśmy pociągiem (tym bardzo osobowym:) na lotnisko. Ten dzień był dla nas dniem różnych środków transportu, bo jechaliśmy pickupem, metrem (Sky Train), tuktukiem, busem, łódką, busem, pociągiem, samolotem i znowu tuktukiem, już w Chiang Mai. Na szczęście kolejny dzień był dniem wypoczynku...