Geoblog.pl    rwn    Podróże    Na azjatyckim szlaku    Penang
Zwiń mapę
2015
13
lut

Penang

 
Malezja
Malezja, Penang Island
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11999 km
 
Po pobycie w Kuala Lumpur postanowiliśmy odpocząć na jakiejś wyspie. Planowaliśmy pobyt na Perentianach, ale na szczęście w porę dowiedzieliśmy się w informacji turystycznej, że tam obecnie jest pora deszczowa (rejony gdzie spadł ten malezyjski samolot) i że obecnie jest tam tylko jeden hotel czynny aż do marca. Więc zdecydowaliśmy się odpocząć na Krabi już w Tajlandii, a w Malezji jeszcze zwiedzić wyspę Penang i słynne Georgetown. Najszybciej można się tam było dostać samolotem, więc wcześnie rano udaliśmy się na lotnisko i w ciągu niecałej godziny wylądowaliśmy na wyspie. Przesiadka do autobusu (linie autobusowe działają sprawnie i są tanie więc nie opłaca się brać taksówek) i po godzinie zameldowaliśmy się w hotelu (Tune Hotel, bez robaków - polecamy:)). Później obiad na mieście i krótki spacer po starówce, wpisanej na listę Unesco. Wprawdzie nie ma tam typowej starówki, a charakterystyczne białe budynki kolonialne są porozrzucane po całym mieście, ale Georgetown ma swój urok. Mówi się o nim, że to kulinarna stolica, ale my nie do końca się z tym zgadzamy - tak naprawdę samo centrum miasta tworzy dzielnica hinduska - Little India. A jedzenie hinduskie - wiadomo - bardzo ostre. Tak więc staraliśmy się jeść w innych knajpach i po kilka razy powtarzać, że ma być nieostre (a to co dostawaliśmy było i tak ostre, więc nawet nie chcę wiedzieć, jak smakuje wersja ostra..:).
Po spacerze nad brzegiem morza i portu, obejrzeniu budynków kolonialnych i twierdzy Cornwallis udało nam się znaleźć uroczą kawiarenkę w centrum, gdzie serwowali pyszną kawę mrożoną o smaku czekoladowym i orzechowym - mniam. Więc chodziliśmy tam przez 3 dni z rzędu:).
Następnego dnia zwiedziliśmy słynny meczet na wodzie (na północ od Georgetown). Meczet, jak wiadomo, to tylko wielki dywan, ale za to położenie tego meczetu było naprawdę piękne. Po odwiedzeniu pobliskiego placu zabaw, udaliśmy się spacerem po plaży do nabliższej knajpki na obiad. Okazało się, że właścicielami są Chińczycy, a więc i jedzenie było pyszne, ale najpiękniejszy w tej knajpie był widok z wielkiego okna - niezapomniany!!! Pusta plaża, jakaś huśtawka, małe łódki rybackie, meczet na wodzie i palmy.....I to akurat przypadkiem wypadło w Walentynki:)
Po obowiązkowej kawie mrożonej w centrum, pojechaliśmy zwiedzić słynną świątynię buddyjską - Kek Lok Si. I tu trzeba przyznać, że mieliśmy ogromne szczęście.. Wybieraliśmy się tam rano, ale na przystanku autobusowym zaczepiła nas przypadkowa pani chętna pomóc w dobraniu autobusu i powiedziała, żebyśmy nie jechali do świątyni rano, tylko po południu. Ponieważ jej łamana angielszczyzna nie pozwoliła nam zrozumieć dlaczego - zdaliśmy się na intuicję i zrobiliśmy tak jak sugerowała. No i Wow! Okazało się, że ponieważ zbliża się chiński nowy rok, to był pierwszy dzień, kiedy świątynia rozświeciła się tysiącami światełek (niemalże każdy listek na drzewkach miał swoje światełko), a dodatkowo były uroczyste modlitwy do Buddy, tłumy Chińczyków, poczęstunek z chińskich potraw oraz sztuczne ognie. Po prostu WOW!!! Nie widzieliśmy nigdzie tak pięknie oświetlonego budynku. Dowiedzieliśmy się, że takie oświetlenie jest tylko przez 2 tygodnie w roku (w okolicy chińskiego nowego roku) i że mamy ogromne szczęście, że na to trafiliśmy:)) Jakaś pani zaprowadziła nas do miejsca, gdzie mogliśmy się poczęstować przygotowanymi daniami, inni wyjaśniali nam co to za święto, machali do Natalki - innymi słowy zostaliśmy bardzo mile przyjęci i mieliśmy też okazję posłuchać ich śpiewów i buddyjskiej `mszy`. Ostatni dzień na Penangu spędziliśmy planując kolejny etap podróży i rezerwując loty i hotele. Jak wybraliśmy się ok. 15 na obiad, to okazało się, że o tej porze wszystkie knajpy pozamykane!! Dopiero po dłuższym spacerze udało się namierzyć knajpę, niestety hinduską, więc było ostro:) Zwiedziliśmy też jedną ze znanych posiadłości chińskiego dygnitarza wojskowego - Pinang Peranakan Mansion - piękne meble z XIX w, biżuteria, bardzo ładna prywatna świątynia i można było robić zdjęcia w środku (w przeciwieństwie do blue Mansion)- jednym słowem warto. Po wypiciu ostatniej mrożonej kawy w naszym ulubionym miejscu - spakowaliśmy bagaże i wyruszyliśmy rano do następnego celu naszej podróży - Krabi w Tajlandii.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (90)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
D.T.Z.Z
D.T.Z.Z - 2015-02-21 07:40
Cudowne miejsca ,śliczne zdjęcia ,pozdrawiamy:) Aniołki
 
A
A - 2015-02-22 13:54
Zdjęcie Natalki z 2 lokalnymi dziewczynkami - rewelacja. pozdrawiamy was i ściskamy
 
rwn
rwn - 2015-02-23 18:30
hehe, wprawdzie dziewczynki miały nieco bardziej odświętne kiecki, ale co tam, pasowaly do siebie idealnie:))
 
 
zwiedzili 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 24 wpisy24 46 komentarzy46 1269 zdjęć1269 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
17.01.2015 - 06.03.2015