Będąc w Wietnamie należy bezwzględnie odwiedzić Dolinę Mekongu. Tutejsze biura podróży oferują różnego rodzaju wyprawy w tamtym kierunku - na jeden lub kilka dni, i w różne regiony - np. pływanie na 4 różne wysepki, albo zwiedzanie pływających targów. Można też się wybrać na wycieczkę do tuneli budowanych przez Vietkong podczas wojny z Amerykanami lub świątynie pod Sajgonem. My zdecydowaliśmy się na jednodniową wycieczkę zawierającą odwiedzenie pływającego targu oraz wyspy z owocowymi ogrodami i to był zdecydowanie strzał w dziesiątkę. Ok. 8 rano wyjechaliśmy autobusem w ok 25 osób poza Sajgon (po drodze z obowiązkowym przystankiem na toaletę, przy której `przypadkiem` znalazł się sklep z obrazami i innymi badziewkami dla turystów za niebotyczną cenę) i byliśmy na miejscu ok. 11.00. Tam przesiedliśmy się na łódki i wyruszyliśmy w kierunku pływającego targu. Oczywiście różnił się nieco od tego z folderków (mniej łódek), ale jak podpłynęła do nas łódka z owocami, można było dostać oczopląsów i ślinotoku na sam ich widok.. Tyle pysznych owoców na raz, to raj dla podniebiena i nie sposób ich było nie skosztować. M.in. spróbowaliśmy osławionego Duriana - czyli śmierdzącego owoca, który ma pyszny miąższ. Faktycznie bardzo śmierdział - i faktycznie był smaczny:) Poza tym kupiliśmy kilka innych owoców, których nazw nie znamy - ale smakowały super (m.in. jackfruit, który jest bezkonkurencyjny, durian, pitaja, rambutan, liczi itp.)
Następnie wybraliśmy się do pasieki, która produkuje miód - pszczoły w Wietnamie są mniejsze niż nasze, ale gdy trzymałam ogromny plastr z całym rojem tych pszczół, musiałam bardzo uważać, żeby ich nie upuścić bo byłoby trochę słabo...
Na tej wyprawie do Doliny Mekongu mieliśmy też okazję obejrzeć sposób produkowania papieru ryżowego do Sajgonek, ciasteczek kokosowych czy też ryżu prażonego. Ten ostatni wyglądał szczególnie egzotycznie - poniżej przepis (wypróbujemy w domu):
Bierzemy piasek z najbliższej rzeki (tutaj z Mekongu), pewnie może być też z jakiejś budowy, lub np. Wisły, Warty itp.:) Następnie prażymy w woku lub na patelni z dodatkiem oleju. Jak już piasek zrobi się czarny i gorący - wrzucamy ryż w łuskach i podgrzewamy - w ciągu kilku sekund ryż zaczął `wyskakiwać` ze skorupek i wyglądać trochę jak nasz popcorn. Smakował też bardzo fajnie. Do niego można też dodać różne smaki, jak np. duriana, kakao itp. Smacznego!:)
Na koniec popłynęliśmy na wysepkę, na której był lunch i spacer po owocowym raju, wśród kur i kogutów, drzew z jackfruits, melonami, i wieloma innymi owocami, których nie sposób nazwać. Podczas spaceru po tej wiosce, pani wyszła na podwórko i zaproponowała takie pyszne owoce z drzewa - po czym zerwała, zważyła, przyniosła Natalci nóż i łyżeczkę i pokazała jak się go je:) Sielanka... W programie był jeszcze występ ludowych zespołów i konsumpcja różnych owoców. Na koniec wyprawy w Dolinę Mekongu mieliśmy okazję popływać w tradycyjnych łódkach-czółnach, po wąskich kanałach porośniętych m.in. bambusami.
Zdecydowanie warto się wybrać w tamte strony, żeby poczuć klimat Mekongu, pooglądać stare domy na palach, które nie wiadomo jak się w ogóle utrzymują, ich pływający targ z łódkami, a przede wszystkim skosztować tych cudownych owoców i podglądnąć jak rosną w ogrodach i na podwórkach wiejskich domów.